Mężczyzna otworzył oczy. Pierwsze co zobaczył to ostre światło jarzeniówek. Zły pomysł po dłuższym stanie nieprzytomności. Zamykając je zasyczał z bólu. Po kilku minutach rozchylił powieki po raz kolejny, tym razem powoli. Ból się zmniejszył, choć nadal czaił się gdzieś za oczami gotów ponownie uderzyć.
Odruchowo próbował wstać z podłogi, jednak tym razem rwanie w barku sprowadziło go na ziemię. Dosłownie. Jego ręka była ciasno przywiązana za nadgarstek do kaloryfera w dziwnej, wygiętej pozycji przez co najdrobniejszy ruch sprawiał mu ból. Na dodatek nagła próba zmiany ułożenia ciała sprawiła, że wywrócił mu się żołądek. Miał szansę się przekonać, że obiad w drodze powrotnej nie smakuje najlepiej.
Po ustaniu mdłości, rozejrzał się dookoła. Spodziewał się jakichś obdrapanych ścian lub czegoś takiego, jednak pokój był jak najbardziej normalny. Można rzec nawet, że to miejsce wyglądało na trzygwiazdkowy hotel. Gustowny dywan, beżowe ściany, obszerne łóżko...
Wspomnienia powoli do niego wracały. Postanowił postarać się przypominać sobie rzeczy według tego, jaka informacja miała większą wagę. Na początek, dlaczego tu był? Wyjazd służbowy. Nie zaraz...To powiedział żonie. Chwila...Tak naprawdę był z kochanką. Miał być...Pomasował wolną ręką skroń. Tak, był z Lisą. Pokłócili się. Powiedział jej że nie może długo zostać, bo następnego dnia miał mieć rocznicową kolację, ona zaczęła krzyczeć, chciała żeby się rozwiódł, on próbował jej wszystko tłumaczyć, popchnęła go, a potem...pustka.
Wymacał palcami tył głowy i jęknął. To uderzenie pozostanie na dłużej w jego pamięci. Przeniósł wzrok na węzeł. Drugie ważne pytanie - po co go związała?
- Rocznica! - niemal wykrzyknął. Namacał kieszenie w poszukiwaniu komórki. Nie znalazł jej. Z resztą nie tylko jej. Zniknęły dokumenty, portfel, a nawet klucze od samochodu. - Kurwa! Kurwa, kurwa, kurwa, kurewska kurwa, jego psia mać! - zaklął już wiedząc, dlaczego jest uwięziony. Jeśli nie zdąży, żona na bank weźmie z nim rozwód. I to z orzeczeniem o jego winie! Pieprzyć małżeństwo, podział majątku go zrujnuje!
- Sześć "kurew"? Serio? - Skierował głowę w stronę głosu.
W drzwiach pokoju stała pokojówka. Na początku myślał, że przyszła posprzątać, jednak to co trzymała nieco go zdziwiło. W prawej ręce miała dziwny, oprawiony w skórę notatnik, a w lewej pióro. PRAWDZIWE białe, ptasie pióro, którym coś notowała, co chwila przygryzając jego koniec. Po chwili otrząsnął się z lekkiego szoku (a bo to mało dziwadeł w Los Angeles) i zaczął sie niecierpliwić.
- Hej! Paniusiu! Jakbyś nie zauważyła, ktoś mnie tu uwięził jak jakąś krowę, więc mogłabyś mnie może rozwiązać, co?! - Ta sytuacja już dawno przestała go bawić.
- Ah tak, wybacz. - odparła unosząc głowę. Od niechcenia machnęła ręką i węzły puściły. Mężczyzna zaskoczony przyglądał się kobiecie, która się zaśmiała. - Przepraszam, ciągle się zapominam, a potem trudniej od ludzi wyciągnąć składne zdania.
- Jak to zrobiłaś? K-kim...? - urwał wpół słowa, gdy kucnęła przed nim błyskając fioletowymi oczami.
Wyjęła z kieszeni okulary w czerwonych oprawkach, strzepnęła je i założyła.
- Jak mówiłam, takie informacje lasują mózg. - uśmiechnęła się przyjaźnie. - Dlatego też podam ci instrukcję. Ja zadaję pytania - ty na nie odpowiadasz. Nic skomplikowanego. Na początek...Jason Hamilton, lat 37, zamieszkały w Nowym Jorku, na Manhattanie, Upper East Side 69, czy to ty? - zapytała monotonnym głosem, czytając z notatnika.
- Co? Kim ty w ogóle jesteś?! - Chciał wstać, jednak czuł się przygwożdżony do ziemi.
- Naprawdę nie odpuścisz, co? Ehh...nigdy nie odpuszczają...- westchnęła cierpiętniczo.
- Gdzie Lisa?! - wykrzyknął, gdy kolejna mysl zakiełkowała mu w głowie. Ta tutaj to musi być wariatka, więc może to ona go związała, może to ona...
- Bezpiecznie w domu. Musiałeś jej strasznie zaleźć za skórę, skoro najpierw do mnie zadzwoniła, a potem związała żebyś nie uciekł.
- Zadzwoniła? Kim ty...?!
- Jesteś! Tak wiem, wiem. - przerwała mu. - Dobra. Chcę to załatwić szybko, bo mam jeszcze trzech pacanów do obskoczenia, ale formalności musi stać się za dość, więc mam propozycję. Odpowiem na trzy twoje pytania, jak jakaś złota rybka, a ty w zamian za to będziesz grzecznie odpowiadał na moje. Umowa stoi?
- Jaka, kurwa, umowa?! Czego ty w ogóle ode mnie chcesz?! - ryknął. To wszystko było ponad jego siły.
- No tak, zapomniałam. Jeśli umowa nie stoi, - W tym momencie wyciągnęła z kieszeni fiolkę wypełnioną szarym dymem i pomachała nią przed jego oczami. - wtedy to odkorkuję.
- C-co to jest? - zapytał słabym głosem.
- To pytanie. Na pytania odpowiem, jeśli przystaniesz na moją propozycję. To jak? - Mężczyzna słabo pokiwał głową. - To jest Zmora. Zmory to bardzo ciekawe stworzonka. Normalnie atakują tylko śpiących ludzi, jednak ta jest bardzo wygłodzona. Nie muszę chyba tłumaczyć, co by ci zrobiła. - uśmiechnęła sie przyjaźnie.
- Kim ty jesteś? - zapytał tępo wpatrując się w poruszający się dym.
- Nazywają mnie Louve. Obecnie sprzątam cudzy bałagan, wcześniej robiłam za jakiegoś Shinigami, ale to i tak lepsze od Łowcy Dusz. Z resztą stąd mam Zmorę. Jedni odchodząc z roboty biorą długopis, inni drukarkę, a ja pół-demona - zawsze sie przyda. Można powiedzieć, że jestem najemnikiem, który wyszedł na swoje. - wzruszyła ramionami.
- Nie chodziło mi o twoją robotę! Czym ty jesteś?! - Panika zaczęła rosnąć w mężczyźnie.
- Trzeba było precyzować. Jestem człowiekiem. Można nawet powiedzieć, że korzystam ze swojego człowieczeństwa w stu procentach, podczas gdy ty w jakichś dziesięciu.
- Ludzie nie mają fioletowych oczu. - Tak, mógł powiedzieć "nie polują na demony" albo "nie poruszają rzeczy siłą umysłu", ale jedyne, co miał teraz w głowie to to, że te fioletowe oczy wyglądały zbyt zwierzęco.
- Hej! To znana mutacja! Chociaż fakt moje oczy zmieniły nieco kolor odkąd zmartwychwstałam. - zamyśliła się. - Stały się...drapieżne. Ale to dlatego, że są oknami, przez które można zobaczyć duszę, a moc mojej już nie jest uwięziona.
- Zmartwychwstałaś? Czy ty jesteś jakimś...bogiem? - Czuł, ze zaraz zemdleje, podczas gdy ona zaśmiała się.
- Gdyby tylko Berith tu był. "Te małpy, BOGAMI?!" - teraz słyszał jej głos z każdego kąta pokoju, jakby dochodził zewsząd. Gdyby tylko mógł sie ruszyć, natychmiast by się cofnął. - Twoja śmierć byłaby długa i bolesna.
- Co ze mną zrobisz? - niemal wyszeptał.
- To już czwarte pytanie. - nagle jej głos zlodowaciał. - Teraz ty odpowiadasz na moje. Zacznijmy od początku...Jason Hamilton, lat 37, zamieszkały w Nowym Jorku na Manhattanie, adres Upper East Side 69, czy to ty? - mówiła z oczami skupionymi na notatniku, jak urzędnik w banku.
- T-tak. - odparł słabo.
- Czy dzisiaj o godzinie 15:07, Elisabeth McCough popchnęła cię w wyniku czego przewróciłeś się i uderzyłeś głową o kaloryfer?
- Tak.
- Pragnę cię powiadomić, że nie żyjesz.
- Co?! Ja żyję! Oddycham! - Mężczyzna gorączkowo szukał argumentu, jakby chciał przekonać nie tylko ją, ale i samego siebie.
- Oddychasz, bo mówisz, ale tego nie potrzebujesz. Ponadto twoje serce nie bije. Byłeś martwy przez jakieś 3 godziny, jednak ktoś cię zmienił w Ożywieńca. Uprzedzając pytania - Ożywieniec to ożywiony człowiek.
- Coś jak ty? - zapytał.
- Chciałbyś. - prychnęła. - Ja wstałam z martwych. Moja dusza, która przeszła na tamten świat i porzuciła ograniczenia materialne, wróciła znów do ciała powołując je do życia. Ty jesteś czymś jak rozumne Zombie. Ożywiono twoje ciało, ale dusza nadal hula w zaświatach. W Piekle, jak mniemam.
- Ale...Jak...? Czemu...? - Świat mu zaczął wirować.
- Też zadawałam sobie to pytanie. Ty jesteś mięsem armatnim. Masz prawo być zdziwionym. Może i przepowiadali Apokalipsę, ale nikt nie przewidział Wojny Bogów. - odparła uśmiechając się lekko.
- Wojna Bogów?
- Tak ją nazywają, choć to nie całkiem wojna między bogami - raczej między tymi, którzy się za nich uważają. To cię nie dotyczy. - po powiedzeniu tego wstała skreślając coś w notesie, po czym go odłożyła i podwinęła spódnicę. - Ten strój pokojówki jest strasznie niepraktyczny. - westchnęła wyciągając zza pasa na jej udzie długi, srebrny nóż. A raczej sztylet. - Gdyby nie dobra ochrona w tym budynku, w ogóle bym go nie założyła. - Podeszła do przerażonego mężczyzny, podrzucając co jakiś czas broń w dłoni. - Niezbyt poręczny, ale jeśli cię zastrzelę to znowu się obudzisz. Tylko tak zginiesz na pewno.
- Nie...! Nie możesz...! Proszę! - obracał głową w panice, jakby szukając drogi ucieczki, chociaż wiedział, że jej nie ma. Żeby uciec trzeba móc się ruszać, a on czuł się jak sparaliżowany.
- Wybacz za więzy, ale tak będzie szybciej. To nic osobistego. Po prostu musimy przetrwać tę wojnę. Poza tym, ty i tak już nie żyjesz.
- Ja...Ja mogę wam pomóc! Powiedz tylko komu! Zrobię wszystko! - zakwilił.
- Tym "kimś" jest ludzkość. Ty już nie jesteś człowiekiem tylko marionetką Morany, więc jedyny sposób w jaki możesz pomóc to zniknąć. - rzekła cofając dłoń z ostrzem. Przygotowywała się do dźgnięcia. - Dobranoc.
No heej :3
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: WOW *_*
Po drugie: WOW *_*
Ojejku, dziewczyno, ty po prostu genialnie piszesz! Widzę, że kłania się tutaj fantastyka ( <3 ) i zagadki ( <3 )!
Wiesz co, zazdroszczę ci. Po prostu zazdroszczę! Żadnych błędów, ciekawa fabuła, widoczny potencjał... Egh... No normalnie cudo!
Kocham, kocham, kocham!
Zapraszam do mnie żebyś mogła się pośmiać i powspółczuć takiemu beztalenciu jak ja ;)
Całkiem ciekawie się zapowiada...
OdpowiedzUsuńZaczynam cię śledzić :D
Jak coś to zapraszam do mnie.
*-* Jedno wielkie wow! Masz ogromny talent, piszesz spójnie i lekko. Błędów brak. Nie ma się do czego przyczepić. Czekam na kolejną część!
OdpowiedzUsuńZapraszam również do siebie. Dopiero zaczynam, więc wysłucham rad i opinii.
www.dont-leave-me-alone.blogspot.com
Na razie przeczytałam tylko prolog, ale zapowiada się ciekawie i inaczej :) Dodam cię do ulubionych, żeby nie zgubić twojego bloga, bo mam zamiar przeczytać następne rozdziały :)
OdpowiedzUsuń